czwartek, 27 stycznia 2011

NUMER OBOZOWY 6804

27 stycznia 2011 r. minęło 66 lat od wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz. Podczas uroczystości rocznicowych prof. Władysław Bartoszewski, były więzień i twórca Fundacji Auschwitz-Birkenau skierował do całego świata specjalny Apel o pomoc w zachowaniu autentycznych pozostałości byłego obozu.
„Chcę pomóc w zachowaniu tego świadectwa, jako żywego symbolu ludobójstwa i nietolerancji. Robię to dla upamiętnienia wszystkich ofiar, które zginęły w Auschwitz-Birkenau oraz tych, którzy to piekło przeżyli. Robię tak ze względu na to co się wydarzyło, co dzieje się teraz i co może stać się ponownie” — czytamy w Deklaracji Pamięci, którą każdy podpisać może na specjalnej stronie internetowej Muzeum Auschwitz - pl.auschwitz.org.pl





Wystąpienie Augusta Kowalczyka
Miasto.
Poranek.
A właściwie jeszcze wcześniej – świt nad miastem, które powoli opuszcza miarowy rytm przebudzenia.
Człowiek bezwład spoczynku zamienia w pośpiech, przy akompaniamencie powracających, codziennych dźwięków, tak znanych, że aż niezauważalnych, a przecież nad tym miastem narodził się dźwięk, którego początkowo oświęcimianie nie potrafili nazwać – a to przez miasto sunęła śmierć obuta w drewniane sapogi, holenderki, buty śmierci.
– Gdzie byłeś wtedy i Ty Kolego z numerem i Ty, który tu przyjechałeś ze swoim dziadem? A Ty, który jedynie w szkolnej ławie poznawałeś historię – nie, Ciebie jeszcze nie było wśród nas. Gdzie byliście wiosną 1941 roku o świcie?
Czy wiecie, że wtedy niewiele brakowało, aby to miasto nad Sołą stało się miastem z-a-s-z-u-r-a-n-y-m, całkowicie oddanym śmierci obutej w drewno i pełzającej tuż, tuż przy ziemi.
Słabą szansę przeżycia dnia, który się właśnie zaczął, miał człowiek. Każdy krok był miną, jaka mogła wybuchnąć w bandyckiej reakcji kapo bądź esesmana. W ruch szły razy. Kije i kolby. A przecież on się tylko potknął.
Potem raz i drugi i już nie podnosił nóg. Szedł szurając śmiertelnym drewnem. I tego dźwięku, tego pojedynczego, a potem zbiorowego szurania, pierwszego dnia przemarszu komanda Bunawerke przez miasto Oświęcim, oświęcimianie nie potrafili nazwać. Ale to za pierwszym razem. A potem było prościej, zwłaszcza powrót z pracy we Dworach.
Najczęściej powtarzane słowa: p-o-g-r-z-e-b! P-o-g-r-z-e-b-y!
Nieśliśmy tych, którzy padli z wycieńczenia, w pracy ponad siły, od kapowskiego kija, od esesmańskiej kuli. Szurający pogrzeb. Ale ciała poległych, zwisające bezwładnie, były bose. Sapogi nieśli osobno. Tak śmierć zaklęta w tym drewnie udawała trumnę, trumienkę.
– Sapogi – stwierdziła dyrekcja IG Farben Auschwitz – ograniczają wydajność pracy. Zaczęto wymieniać na różne buty z demobilu, korzystać z obuwia po zmarłych, obuwia z tzw. „Kanady”.

Ale było i tak …!
Od piwnicznego sufitu, powoli, leniwie, po ścianie bloku 4 spływały krople wody. Łączyły się w cienkie strużki, które przyspieszały w miarę zbliżania do podłogi. Blok 4, pierwszy z nowo wybudowanych – blok mieszkalny – został oddany w grudniu. W piwnicy była jedna ze sztub. Moja. Ułożone pod ścianą, nowe, papierowe sienniki, wypełnione świeżą słomą, nasiąkały wilgocią.
Z Müllerem mieliśmy pod okienkiem w piwnicy nasze dwa metry betonowej podłogi, na której teraz układaliśmy wspólny siennik. Dźwigaliśmy go, jak worek ziemniaków. Był ciężki i mokry. Drewniane sapogi, holenderki zawinięte w spodnie, służyły za zagłówki. Koc mieliśmy jeden na dwóch. W półsiedzącej pozycji, oparci o ścianę, milczeliśmy tego niezwykłego wieczoru, bojąc się słów, jakie rozpaczliwie cisnęły się na usta. Była Wigilia 1941 roku.
Sztuba zasłana siennikami wypełniała się tęsknotą, rozpaczą tych, którzy wspominali tamte wolnościowe wieczory wigilijne. W pewnym momencie zaczepiłem wzrokiem więźnia z zielonym winklem. Przeszedł obok nas aż do końca sztuby, zawrócił i zatrzymał się przy naszym sienniku.
– Jak ci na imię? – zwrócił się do mnie po niemiecku.
– August.
– Lubisz placki kartoflane?
Mój wzrok na pewno wyrażał zdziwienie. Müller chyba parsknął śmiechem.
– Lubię – zabrzmiało zdecydowanie, ale jakby z nutką podejrzliwości.
Niemiec sięgnął pod płaszcz, wyjął spod pachy żołnierską, blaszaną menażkę.
– To dla Ciebie i Kolegi. Z bożonarodzeniowymi życzeniami.
– Nie widzę twoich butów – stwierdził ni stąd ni zowąd.
– Drewniaki mam pod głową.
– Za chwilę przyjdę po menażkę. Smacznego.
Ostatnim plackiem „przełamaliśmy” się z Müllerem, jak opłatkiem. On myślał o swoich w Radomiu, ja o swoich w Mielcu i Dębicy. Wrócił darczyńca. Zabrał menażkę, a na kocu położył parę skórzanych butów z cholewami.
– August, niech ci służą, niech te buty zaniosą cię całego i zdrowego do domu. I odszedł! Müller z niedowierzaniem patrzył za odchodzącym.
– Anioł z zielonym winklem – wyszeptał.
To było jedyne z nim spotkanie. Nigdy go nie widziałem ani przedtem, ani potem. A anioł był Niemcem, kryminalnym przestępcą (zielony winkiel), który pojawił się w wieczór wigilijny 1941 roku, poczęstował ziemniaczanymi plackami, obdarował skórzanymi butami i odszedł, pewnie do swojego „nieba”, bo chyba nosił je w sobie. A życzenie: „niech te buty zaniosą cię całego i zdrowego do domu” spełniło się tylko częściowo.
Zaniosły mnie pół roku później nad kanał Königsgraben – „Rów królewski” – skąd w czasie buntu Karnej Kompanii uciekłem w zbiorowej ucieczce, ale „ wigilijne buty” pozostały w zaroślach nad Wisłą. Rzekę przepłynąłem boso. Tu psy traciły trop. Nie sposób dzisiaj uchylić się od magicznego wprost znaczenia obuwia w życiu niewolników III Rzeszy i IG Farben Auschwitz. Zapewne nie do końca przewidywalna jest rola przedmiotów w naszym życiu, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie ich życia w naszym.
Minęło 30 lat i znów pojawiły się „wigilijne buty”. W latach siedemdziesiątych, na terenie Muzeum Auschwitz w Oświęcimiu wschodnioniemiecka wytwórnia z Babelsbergu realizowała zdjęcia do filmu pod tytułem „Portrety świadka Schattmanna” (Die Bilder des Zeugen Schattmann). Historia żydowskiego małżeństwa w KL Auschwitz. Propozycja zagrania więźnia, po latach grania w TV i filmie esesmanów, była kusząca. W znacznej mierze podyktowana goloną głową – w tym czasie w teatrze gram Mefista w „Fauście” Goethego. Jadę na próbne zdjęcia. Przełom wiosny i zimy. Resztki śniegu pomiędzy blokami. Baza w bloku 8. Kiedyś mój blok. Moja sztuba. Pełni funkcję magazynu kostiumowego. Bez problemu wybrałem pasiak, ale przy propozycji sapogów, drewnianych „holenderek”, leżących na stosie zaprotestowałem.
– Tylko skórzane!
Pani kostiumerka spojrzała na mnie podejrzliwie, jak na tego artystę, który jeszcze nie wie, co ma grać, ale już ma własną koncepcję.
– Proszę Pana, przygotowałam się do tego filmu bardzo starannie, przejrzałam dokumentację i dalej proponuję drewniaki.
Sięgnąłem do portfela, w którym miałem moją oświęcimską „trójeczkę”, z profilu, en face i z numerem. Historyczne zdjęcie. Wsunąłem w szczeliny lustra.
– Oto moja dokumentacja. Wrażenie było piorunujące. Od tego momentu wiele dodatkowych godzin spędziłem z ekipą niemiecką, tylko wspominając.
A wspomnienie kończyłem na „wigilijnych butach”. I to był prawdziwy koniec butów śmierci, drewnianych sapogów, które omal nie zaszurały Oświęcimia, miasta nad Sołą, miasta s-t-y-g-m-a-t-u w historii człowieka.




Byłem uczniem księdza Deca i profesora Buszki.

W czasie spotkań z absolwentami naszej szkoły nasuwają się różne refleksje i uczucia. Tak niewielu zostało już przedstawicieli niektórych roczników maturalnych. Ci, którzy się tu spotkają mają okazję do wymiany wrażeń związanych z pobytem w szkole, wspomnień z dawnych lat , zwiedzania wystawy historycznej, wspólnego oglądania zdjęć… Obecni nauczyciele, pracownicy szkoły i uczniowie mogą poznać niewielu już niestety członków najstarszych roczników. Jest wielu gości, w różnych miesiącach roku szkolnego ale tylko z niektórymi z nich udaje się zamienić kilka słów. Postaramy się przybliżyć sylwetki niektórych z nich.
Zacznijmy od p. Augusta Kowalczyka, którego aktualnie możemy zobaczyć na ekranach telewizorów w powtarzanych serialach: „Chłopi” (w roli wójta) oraz „Stawce większej niż życie” (w roli porucznika Dohne). Popularny aktor teatralny i filmowy, reżyser i dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie i Teatru im. A. Mickiewicza w Częstochowie był uczniem dębickiego gimnazjum i liceum tuż przed wybuchem II wojny światowej. Wakacje roku 1939 spędzał w Dzierzgonowie u zaprzyjaźnionej rodziny, a następnie na obozie wojskowym nad Popradem. Ogólna mobilizacja w sierpniu przerwała obóz i chłopcy, którzy na nim przebywali, musieli wracać do domów.
August z braćmi i matką wyjechali do odległej o 13 km od Dębicy wsi Mała. Ojciec przygotował inspektorat szkolny w Mielcu do ewakuacji. W Małej p. August przebywał do końca kwietnia 1940 roku. Tu zrodził się pomysł przedostania się do Polskiego Wojska we Francji. Razem z kolegą Zbigniewem Makuszewskim wyruszyli pieszo trasą wiodącą przez Brzostek, Jasło, Dębowiec, do Słowacji. Tutaj zostali aresztowani. Najpierw więzienie w Jaśle, potem w Tarnowie i na końcu obóz w Oświęcimiu. I tak uczeń klasy licealnej zostaje numerem obozowym 6804. W ciągu półtorarocznego pobytu w obozie dopełnia się cała tragedia jego wojennego życiorysu. Po ucieczce ukrywa się i dzięki pomocy mieszkańców Bojszów i Oświęcimia staje się „ocalonym”.
Pozostałe lata wojny wypełnia działalność konspiracyjna w AK. Po wojnie zdaje maturę i rozpoczyna studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, a następnie rozpoczyna pracę w Teatrze Rapsodycznym i kolejno w Teatrze Ludowym i Polskim oraz w Teatrze im. A. Mickiewicza w Częstochowie. Pomimo aktywnego życia zawodowego nie zapomina nigdy dramatycznego rozdziału z okresu pobytu w obozie koncentracyjnym. Wspomnienia z przeszłości dopominają się o utrwalenie, dlatego też w roku 1981 napisał i zainscenizował monodramat pt. „Więzień nr 6804” prezentowany w szkołach prawie całego kraju. Tomik poetyki pt. „Zakład asekuracyjny” jest literackim debiutem aktora Augusta Kowalczyka, a jednocześnie próbą rozrachunku z życiem, nad którym zaciążył pobyt w obozie koncentracyjnym, opisany dokładnie w trylogii pt. „Refren kolczastego drutu”.
W niej autor pisze: ”Powraca jak refren tamten czas. Tak już będzie do końca. Uporządkowanie i dające się opisać zdarzenia, refleksje, emocje, fakty, na stronach tej trylogii świadczą o dramatycznym zdarzeniu, historii stającej się moim czasem wzrastania. Dojrzałość pojawiła się wśród codziennych wyborów, a prawie każdy alternatywny: życie – śmierć”.
Pierwsze strony książki pt. „Refren kolczastego drutu” ukazują początek zasłużonych wakacji chłopca, który właśnie skończył I klasę licealną i otrzymał promocję do klasy II. Cisza, spokój i radość wieku młodzieńczego charakteryzujące pierwsze linijki nie zapowiadają tej strasznej tragedii, która właśnie nadciąga. Poprzez pryzmat wspomnień Augusta, ucznia klasy licealnej, przecieka atmosfera panująca wśród uczniów i nauczycieli dębickiego gimnazjum w przededniu wojny. Początkowo spokojne wspomnienia obozu wojskowego nad Popradem „Na własne żądanie stanąłem do raportu u dowódcy kompanii, porucznika Alojzego Buszko. Był to mój profesor historii, prowadzący w Dębicy zajęcia PW, jednocześnie opiekun nowo powstałej organizacji młodzieżowej „Straż Przednia”. Wspólnie z Profesorem wieszaliśmy w auli liceum portret Skwarczyńskiego. Patriotyczne emocje uroczystości współgrały z młodzieńczą świadomością obowiązku służby dla Ojczyzny. Służby, która miała się rozpocząć już wkrótce. Wtedy ani ja, ani Profesor nie przeczuwaliśmy, że ten obowiązek postawi nas na długie lata wobec alternatywnego wyboru: życie – śmierć”. Lektura książki „Refren kolczastego drutu” przedstawia dzieje młodego chłopca rzuconego w ogrom i tragedię wojennych bestialstw widzianych jego oczyma.
Na pytanie, jak to się stało, że znalazł się za bramą obozową, odpowiedział: „Będąc uczniem Księdza Deca i profesora Buszki nie mogłem zostać obojętnym. Postanowiłem pójść do Wojska Polskiego we Francji”. To jedno zdanie mieści w sobie wiele treści.
Dziś, kiedy patrzy się na Augusta Kowalczyka aktora grającego różne role filmowe, nasuwa się refleksja, którą kiedyś wypowiedział Czesław Miłosz: „Nie wiemy, jakie są piekła i nieba ludzi mijanych na ulicy”. Pod kostiumami teatralnymi widnieje niezmywalny numer byłego więźnia 6804. Jak bardzo zakodowały się w psychice młodego chłopca tamte wydarzenia świadczy zdanie wypowiedziane w trakcie rozmowy aktora ze swoim synem: „Tak synu, są w życiu zdarzenia, słowa, kolory, zapachy, których się nie zapomina do końca swoich dni. Obyś, podobnych do moich nigdy nie musiał doświadczać”.
Pan August Kowalczyk na obchody jubileuszu stulecia szkoły przyjechał z bratem Jerzym mieszkającym obecnie w Gdyni. Pan Jerzy Kowalczyk był uczniem naszej szkoły, która w okresie okupacji realizowała program tajnego nauczania pod szyldem szkoły handlowej. W trakcie rozmowy, wymiany spostrzeżeń na temat materiałów znajdujących się na wystawie historycznej bracia August i Jerzy Kowalczykowie obiecali zastanowić się i napisać parę słów wspomnień dotyczących lat szkolnych spędzonych w dębickim gimnazjum i liceum. Z pewnością uzupełni to materiały w archiwum szkolnym dotyczące okresu wojny i okupacji. Tekst - mgr Lidii Górskiej

August Kolawski w filmie z 1961 roku "Milczace slady"

a niżej "Sekret Enigmy" oraz "Janosik":)

Gdy ze skrzydeł sypią się wiersze:)

Z Twoich skrzydeł sypią się wiersze
i spadają na anielskie ramiona
nie otula ich welon piór
lecz ze słów i milczenia zasłona
Twoje skrzydła chowają się w ciszy
a Ty stoisz z naręczem wierszy
słyszę — milkną kartki z poezją —
już na skrzydłach nie chcą się zmieścić
Twoje oczy spowiadają się wierszem
nic nie mówisz — tylko patrzysz z oddali
w takiej ciszy na granicy światów
całą wieczność będziemy tak stali
z Twoich skrzydeł sypią się wiersze
i wtulają się w moje ramiona
Twoje usta pochylone nad mym czołem
kim Ty jesteś? jesteś moim aniołem?

/?/

piątek, 7 stycznia 2011

PRINCE EDWARD THEATR - WEST END - JERSEY BOYS - LONDYN PART 1

‎Podróże kształcą, oj kształcą......:)
Nowe wrażenia zupełnie nie  ceramiczne.
Miałam to szczęście, że obejrzałam "Jersey Boys" w PRINCE EDWARD THEATRE w londyńskiej dzielnicy West End:)!!!!wielokrotnie nagradzany spektakl oparty na elektryzującym życiu i prawdziwej historii Frankie Valli i The Four Seasons. I te hity!!!! W świetnym wykonaniu. Byłam:) Dla tych co moga obejrzeć szczególnie polecam. Znacie????: Oh What A Night, Beg...in "Can't Take My Eyes Off You, Sherry, Walk Like a Man, Bye Bye Baby, Big Girls Don't Cry i wiele innych.....................