piątek, 23 września 2011

Warto czasami się zastanowić:)




Dorastaliśmy w latach sześćdziesiątych 
lub siedemdziesiątych...??? 
Jak, do cholery, udało się nam przeżyć???!!! 
Samochody nie miały 
pasów bezpieczeństwa, 
ani zagłówków, 
no i żadnych airbagów!!! 
Na tylnym siedzeniu było wesoło, 
a nie niebezpiecznie. 
Łóżeczka i zabawki były kolorowe 
i z pewnością  polakierowane 
lakierami ołowiowymi 
lub innym śmiertelnie groźnym gównem. 
Butelki od lekarstw i środków czyszczących 
nie były zabezpieczone. 
Można było jeździć na rowerze bez kasku. 
A ci, którzy mieszkali 
w pobliżu szosy na wzgórzu 
ustanawiali na rowerach rekordy prędkości, 
stwierdzając w połowie drogi, 
że rower z hamulcem 
był dla starych chyba za drogi... 
... Ale po nabraniu pewnej wprawy 
i kilku wypadkach... 
panowaliśmy i nad tym (przeważnie)! 
Szkoła trwała do południa, 
a obiad jadło się w domu. 
Niektórzy nie byli dobrzy w budzie 
i czasami musieli powtarzać rok. 
Nikogo nie wysyłano do psychologa, 
nikt nie brał korepetycji. 
Nikt też nie był hiperaktywny 
ani nie był dysklektykiem. 
Po prostu powtarzał rok 
i to była jego szansa. 
Wodę piło się z węża ogrodowego 
lub innych źródeł, 
a nie za sterylnych butelek PET. 
Wcinaliśmy słodycze i pączki, 
piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem 
i nie mieliśmy problemów z nadwagą, 
bo ciągle byliśmy na dworze i byliśmy w ruchu! 
Piliśmy całą paczką oranżadę z jednej butli 
i nikt z tego powodu nie umarł. 
Nie mieliśmy Playstations, 
Nintendo 64, 
X-Boxes, 
gier wideo, 
999 kanałów w TV, 
DVD i wideo, 
Dolby Surround, 
pendrajwów, 
komórek, 
komputerów 
ani chatroom’ów w  Internecie... 
... lecz przyjaciół !   
Mogliśmy wpadać do kolegów 
pieszo lub na rowerze, 
zapukać i zabrać ich na podwórko 
lub bawić się u nich, 
nie zastanawiając się, czy to wypada. 
Można się było bawić do upojenia, 
pod warunkiem powrotu do domu przed nocą. 


Nie było komórek... 


I nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i co robimy!!! 
Nieprawdopodobne!!! 
Tam na zewnątrz, w tym okrutnym świecie!!! 
Całkiem bez opieki! 
Jak to było możliwe? 
Graliśmy w piłę na jedną bramę, 
a jeśli kogoś nie wybrano do drużyny, 
to się wypłakał i już. 
Nie był to koniec świata ani trauma. 
Mieliśmy poobcierane kolana i łokcie, 
połamane kości, czasem wybite zęby, 


ale nigdy,przenigdy, 
nie podawano nikogo z tego powodu do sądu! 
NIKT nie był winien, tylko MY SAMI. 
Nie baliśmy się 
deszczu, śniegu ani mrozu. 
Nikt nie miał alergii 
na kurz, trawę ani na krowie mleko, 
które dłużej pozostawione samemu sobie 
najnormalniej w świecie kwaśniało. 
Mieliśmy wolność i wolny czas, 
klęski, sukcesy i zadania. 
I uczyliśmy się dawać sobie radę! 
•Pytanie za 100 punktów brzmi: 
Jak udało się nam przeżyć???  
•A przede wszystkim: 
Jak mogliśmy rozwijać naszą osobowość???  
Też jesteś z tej generacji 


Jeśli tak, wyślij ten tekst jako mejla 
do twoich rówieśników. 
(Ale nie musisz, nic się nie stanie jak go olejesz 
długim i niezwykle niskim sikiem pawiana) 
Niech sobie przypomną, jak było. 
A inni niech zobaczą jak było… 
Pewnie, 
można powiedzieć, 
że żyliśmy w nudzie, ale... 
…k....!, 
przecież byliśmy szczęśliwi !!!         
Czyż nie? Dobranoc

piątek, 16 września 2011

WOLA BATORSKA - GRABINA O ZACHODZIE SŁOŃCA

Zaczyna się okres pięknych zachodów słońca. Jesień to wspaniały czas dla fotografów. Zachodzące słońce potrafi dodać uroku miejscom , które na co dzień są na ogół  nieciekawe :) Na zdjęciu żwirownia na Woli Batorskiej zwana Grabiną. Cały czas przemysłowo uzytkowana.

czwartek, 15 września 2011

PORANNA WIZYTA NIEOCZEKIWANA.

To urocze stado dzisiaj rano wpadło do nas na świeżą trawkę:). Po prostu wybrały wolność i opuściły swoje własne pastwisko. Osiem wolnych koni, które maszeruje sobie ruchliwą drogą to spore zagrożenie dla wszystkich. Nie trudno sobie wyobrazić co by było gdyby zostały spłoszone....np. przez naszą Celę.  Jednak w moim ogródku wyglądały pięknie.