sobota, 4 maja 2013

DEPRESJA DIANE ARBUS


Diane Arbus - (1923 – 1971)


Uważana za jedną z najważniejszych artystek XX wieku. Kobieta, której prace zakwestionowało tradycyjne pojmowanie estetyki w fotografii. Czerń i biel – piękno i szpetota. Jej sposób fotografowania na zawsze odcisnął trwały ślad na pracy tych, którzy poszli jej śladami.


Ta urodzona w rodzinie żydowskich potentatów futer, wychowywana jak osiemnastowieczna księżniczka, której francuska niania zabraniała podczas zabawy z rodzeństwem ściągać białe rękawiczki, jako dorosła kobieta wchodziła do mieszkań w nowojorskich gettach, do obskurnych pokoi hotelowych, cyrkowych namiotów, na zaplecza barów tabel-dance i na spotkania amerykańskich nazistów. Oglądała obcych ludzi w najbardziej intymnych relacjach z rodziną, kochankami, z narcystycznym odbiciem w lustrze garderoby. Była odważna, a nawet, jeśli czuła niepokój, brała górę ciekawość i przekonanie, że jeśli nie zrobi tych zdjęć, ludzie pewnych rzeczy nigdy nie zobaczą. W sierpniu 1970 roku jej zdjęcie  Miss Mary King and her dog, Troubles otrzymało nagrodę od American Society of Magazine Photographers za: „ukazanie prawdy w znalezionej osobie, która mogłaby nie zostać dostrzeżona, przez mniej spostrzegawczych”.
©Diane Arbus, Identyczne bliźniaczki Roselle, New Yersey, 1967


Fascynowała ją kontrowersyjna brzydota, coś co stało w kontraście do normalności. Czerń i biel życia. O czym myślała przemierzając brudne ulice Nowego Jorku. Co nią kierowało ? Czy osobiste skrzywienie psychiczne, czy tylko ciekawość „dziewczynki z dobrego domu” którą pociąga to co zakazane i brzydkie.. Fotografowała karłów, psychicznie chorych, ludzi z zespołem Downa. 

Szokowała? Raczej udowadniała, że świat jest różnorodny, ciekawy i czasem taki „inny”.

Poszukiwała również bohaterów swoich foto-opowieści przez ogłoszenia. Nudystów, połykaczy ognia, transwestytów, niewidomych, karłów i wielkoludów, bliźniaczek, trojaczek i „supergwiazd” okolicznych spelunek i barów. Wiem jak trudne jest robienie takich zdjęć, jaka szalona motywacja, by wyzwolić w obiekcie zdjęć chęć pokazania się w swej chorobie, czy szpetocie. Mimo moich wielu lat zmagać z aparatem nigdy nie miałam w sobie podobnej siły . Ta masa sprzętu, którą musiała ciągnąć za sobą . Nie były to przecież cyfrowe lustrzanki, lekkie, łatwe do ukrycia. Nie, nie wiem jak jej się to udawało i co było początkiem tej ekstremalnej pasji...... Jak przekonywała ludzi, na przykład nudystów, do pozowania?  Ludzie którzy ją znali twierdzili, że to osobista siłą, ludzie jej ufali. Nie było w niej samej żadnych barier, „zrobić zdjęcie, to jakby kogoś uwieść”.


Jej zdjęcia mają niezwykłą moc i przesłanie. To wołanie o miłość do innego, tolerancję i akceptację ludzkiej "dziwności".


W 1971 roku Diane Arbus popełniła samobójstwo podcinając sobie żyły i przyjmując dużą ilość leków psychotropowych. I tu chyba należy szukać przyczyny jej zainteresowań, ale i jej osobistej tragedii.

Wierzę naprawdę, że są rzeczy, których nikt by nie zauważył, gdybym ich nie sfotografowała”

czwartek, 2 maja 2013

KREWETKI Z CHILLI

Dzisiaj na śniadanie zamiast owsianki czy innej zabajonej treści krewetki w chili i czosnku. Stawia na nogi nie gorzej niż kawa.....
Czasami zapominam o   normalnych przyjemnościach :) 


Cykl 24-godzinny powoduje, że codziennie wykonujemy te same czynności, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. No nie, może sobie zdajemy sprawę tylko do końca nic na to poradzić nie możemy. No i ta nieuchronność........codzienności. ŁAdnie to napisał Andrzej Waligórski w Limerykach.....

LIMERYKI
Żył raz mnich, co zbieraczem był ikon
Dnia jednego wydał gromki ryk on,
Rzucił klasztor z tym rykiem
I się został górnikiem
Co przekraczał stale dzienny wykon.

Żył raz pewien chłop na Dolnym Śląsku
Co nie spełniał swoich obowiązków
Tylko chadzał na bale,
I za to raz szakale
Pozjadały go kąsek po kąsku

Nieuczciwy sprzedawca w komisie
Brał zbyt dużą należność za misie
Nylonowe, a za to
Wpadł do beczki z sałatą
I tam nogi połamały mu się.

Pewien autor przepięknej symfonii
Stał się raz właścicielem "Panonii"
I świecąc sobie świeczką
Odkręcił w baku wieczko
(...)

Pewien młody badacz od kolegi
Wypożyczył wóz na cztery biegi
I świecąc sobie świeczką
Odkręcił w baku wieczko
Wskutek czego zamienił się w piegi.

Był raz jeden chłopaczek z Kleciny
Co się nie mógł nauczyć łaciny
Aż nauczył się naraz
Gdy kolega kawalarz
Dał mu wódki z domieszką benzyny.

Posłał jeden miłośnik opery
Primadonnie dwa szwajcarskie sery,
Poczem trzy pierwsze rzędy
Uciekały w te pędy
Przekraczając dźwiękowe bariery

Jeden facet zaczął nocną porą
wołać głośno że widzi znak Zorro,
I przykro było ujrzeć
Jak go żona wraz z wujciem
I z babunią grubą lagą piorą.

Raz na Krzykach tuż koło remizy
Dwaj bandyci robili sriptizy,
Lecz nie sobie, przechodniom!
A całą odzież spodnią
Ładowali do dużej walizy.

W poniedziałek odkryto na Hubach
Nielegalny dział produkcji rubach
Luźnych, względnie z wycięciem
Co cieszyły się wzięciem
Na prywatkach, pogrzebach i ślubach.

Administrator Adam admirował Annę
Która przyszła by zgłosić swą zatkaną wannę,
Stąd od dnia ślubu czują i Adam i Ania
Atawistyczną ansę do ablucjowania.

Buszował był Benedykt bezowocnie w biurze
Bo pragnął w swój życiorys wnieść zmiany nieduże,
Ale stróż nocny słysząc że gdzieś trzeszczy dykta
Bagnetem bardzo bęcnął w biodro Benedykta.

Całował cwaną Cesię celowniczy coraz
Pragnąc jej swoich uczuć wyrazić iloraz,
Ale zginęli szybko i lekko jak muszki
Cisnąc ciałami cyngiel cesarskej Car-puszki.

Drwił dekadencki Dyzio z dramatów Dygata
Choć ów powieści pisze nie żadne dramata,
Wreszcie zeźlony Dygat krzyknąwszy - psiajucha!
Dodusił w Dyziu dublem dekadencji ducha.

Eksmitował Edmunda do Ełka Eustachy
Bo Edmund rwał mu żonę pod szyldem gry w szachy.
Co słysząc, owa żona zemdlała pośród zgiełku
A erotoman Edmund eksplodował w Ełku.


Miłego "nieuchronnego" :) na dzisiaj.

sobota, 27 kwietnia 2013

CAŁKIEM ZNANA PRAWDA.....A JEDNAK


Charles Bukowski o wyzysku i pracy na etacie 




Portal http://booklips.pl opublikował z zupełnie fajnym dopełnieniem list  Charlesa Bukowskiego do swojego wydawcy. Pozwoliłam sobie na skopiowanie w całości.



"...W 1986 roku Charles Bukowski wysłał do swojego wydawcy list, w którym wspomina czasy, gdy pracował w firmie zajmującej się osprzętem oświetleniowym, oraz dzieli się przemyśleniami na temat aktualnych wydarzeń (w tym przypadku fali zwolnień, która przetoczyła się przez USA w latach osiemdziesiątych za sprawą polityki deregulacji rynku i „pobudzenia gospodarki” administracji Reagana).

List, którego wymowa społeczna jest zaskakująco aktualna w dzisiejszych czasach, został opublikowany w zbiorze korespondencji Bukowskiego pt. „Reach for the Sun. Selected letters 1978-1994 vol. 3″.


Cześć John:Dzięki za dobry list. Myślę, że czasami nie zaszkodzi pamiętać, skąd się przyszło. Znasz miejsca, skąd ja przyszedłem. Nawet ludzie, którzy o tym piszą lub robią filmy, nie mają o tym pojęcia. Nazywają to ‘Od 9 do 5’1. To nigdy nie jest od 9 do 5, nie ma przerwy na lunch w takich miejscach, w rzeczywistości w wielu z nich, żeby zachować pracę, nie idzie się na lunch. Za to są nadgodziny, a księgowość nigdy nie potrafi policzyć ich jak należy, a jeśli narzekasz, to na twoje miejsce czeka kolejny frajer.Znasz moje stare powiedzenie: ‘Niewolnictwo nigdy nie zostało zniesione, po prostu zostało rozciągnięte na wszystkie kolory’.I to co sprawia ból, to stale znikające człowieczeństwo u tych, co walczą o utrzymanie pracy, której nie chcą, ale obawiają się gorszej alternatywy. Ludzie po prostu stają się pustką. Są ciałami ze strachliwymi i posłusznymi umysłami. Ich oczy tracą blask. Głos staje się paskudny. I ciało. Włosy. Paznokcie. Buty. Wszystko.Jako młody człowiek nie byłem w stanie uwierzyć, że ludzie mogą poddać się takim warunkom. Jako stary człowiek wciąż nie mogę w to uwierzyć. Z jakiego powodu to robią? Dla seksu? Telewizora? Samochodu na raty? Czy dzieci? Dzieci, które zrobią potem dokładnie to samo co oni?We wczesnej młodości, kiedy przechodziłem z jednej pracy do drugiej, byłem na tyle głupi, że czasami mówiłem do moich współpracowników: ‚Hej, szef może wejść tu w każdej chwili i zwolnić nas wszystkich, tak po prostu, nie rozumiecie tego?’Tylko na mnie patrzyli. Przedstawiałem im coś, czego nie chcieli do siebie dopuścić.Obecnie w przemyśle są ogromne zwolnienia (huty, zmiany technologiczne w innych fabrykach). Są zwalniani setkami tysięcy, a na ich twarzach maluje się zdumienie:‘Oddałem 35 lat swojego życia…’‘To niesprawiedliwe’‘Nie wiem, co robić’

Nigdy nie płacą niewolnikom wystarczająco dużo, żeby mogli się wyzwolić, tylko w sam raz, żeby mogli przeżyć i wrócić do pracy. Byłem w stanie to dostrzec. Dlaczego oni nie byli? Doszedłem do wniosku, że ławka w parku albo bycie ćmą barową były tak samo dobre.

Właśnie napisałem o tym wszystkim z odrazą i przyniosło mi ulgę wyrzucenie z siebie tego gówna. A teraz, gdy jestem tak zwanym zawodowym pisarzem, po tym jak zmarnowałem pierwsze 50 lat życia, odkryłem, że istnieją kolejne odrazy

Pamiętam, jak kiedyś pracowałem jako pakowacz w pewnej firmie oświetleniowej i jeden z pakowaczy powiedział znienacka: ‘Nigdy nie będę wolny!’
Jeden z szefów przechodził (nazywał się Morrie) i wypuścił z siebie taki uroczy rechot, czerpiąc satysfakcję z faktu, że ów pakowacz był uwięziony na całe życie.

Zatem szczęście, że udało mi się w końcu wydostać z tych miejsc, nieważne ile czasu mi to zajęło, dało mi poczucie radości, radosną uciechę z cudu. Obecnie piszę ze starego umysłu i starego ciała, dawno po czasie, w którym większość ludzi nadal myślałaby o czymś takim, ale skoro zacząłem tak późno, jestem sobie to winny i choć słowa zaczynają się chwiać, i trzeba mi pomoc wejść po schodach, i nie potrafię odróżnić błękitnika od spinacza do papieru, to wciąż czuję, że coś we mnie będzie pamiętać (nieważne jak stary będę), jak przeszedłem przez mordęgę, gówno i harówkę do przynajmniej wspaniałomyślnej metody na śmierć.Nie zmarnować zupełnie swojego życia wydaje się godnym szacunku osiągnięciem, nawet jeśli tylko dla mnie samego.

Twój chłopak
Hank”

Adresat listu, John Martin, był długoletnim wydawcą i przyjacielem Bukowskiego. Gdyby nie Martin, to najsłynniejszy ‚obleśny staruch’ literatury być może nigdy nie zdecydowałby się zostać pisarzem. W 1969 rokuBukowski pracował na poczcie, gdzie zajmował się segregacją listów i był na dobrej drodze do zapicia się na śmierć, gdy Martin zaoferował mu 100 dolarów miesięcznie do końca życia, pod warunkiem, że Bukowskirzuci pracę i weźmie się porządnie za pisanie. Przyszła ikona niepokornej literatury zrobiła to i dwa lata później ukazała się debiutancka powieść „Listonosz”.....)

Nie czytałam wcześniej tego listu. Prawdy w nim ukryte,  chociaż ogólnie znane innym i mnie samej wstrząsnęły mną. W pewnym sensie odnalazłam siebie samą chociaż może nie aż tak bardzo doświadczoną w sensie "głębi poznania" :) Brak życiowego steru, nie wiedza, niewiara, a co za tym idzie bezsens życia. I cud  spełnienia po długie deszczowej drodze...........warto się zastanowić. Życzę wszystkim spełnionego cudu życia, nawet  w ostatnich latach życia.................................


niedziela, 27 stycznia 2013

RUINY PO BARZE BARCELONA - ADAM ZIEMIANIN NA MURACH




Są takie miejsca... gdzie ludziom uśmiechanie się przychodzi wyjątkowo łatwo, gdzie myśli są radosne, dni harmonijne i piękne. Z uśmiechem na twarzy i aparatem w ręce wyruszam w te miejsca, odwiedzam ich mieszkańców, chłonę ich miłość, tryb dnia, wolność i radość.”

BARTOLOMEO KOCZENASZ

Ten radosny człowiek to działacz na rzecz uśmiechu w Polsce. Jest kreatywnym fotografem, radosnym studentem filozofii, twórcą podróżniczego projektu Smiley Planet (Uśmiechnięta Planeta) i organizatorem Pierwszego Światowego Dnia Uśmiechu w Krakowie. Obecnie mieszka w Krakowie, gdzie studiuje, tworzy i prowadzi zajęcia z Jogi Śmiechu.



Barcelona

Obudziłem się nagle w "Barcelonie"
pan Jasio nerwowo
roznosił piwo
jak zwykle nie wydając reszty
Galaretka wieprzowa
trzęsła się ze strachu
gdy przy drugim stoliku
usiadł donosiciel
Wojtek Belon
wciąż chciał
wyjechać z "Barcelony"
w góry
lecz coś go trzymało
Potem przyszedł Andrzej
z Musiałem i Jurkiem Gizellą
usmiechali się stypendialnie
Wtedy jeszcze mieliśmy
paszporty do młodości
takie radosne
Mural powstał w ramach trwającego Grolsch Art Festival - Kraków 2012. Autorem jest Bartolomeo Koczenasz. Mural złożony z wersów wiersza Adama Ziemianina "Barcelona".


Ruiny po barze Barcelona................