czwartek, 18 lipca 2013
sobota, 4 maja 2013
DEPRESJA DIANE ARBUS
Diane
Arbus - (1923 – 1971)
Uważana
za jedną z najważniejszych artystek XX wieku. Kobieta, której
prace zakwestionowało tradycyjne pojmowanie estetyki w fotografii.
Czerń i biel – piękno i szpetota. Jej sposób fotografowania na
zawsze odcisnął trwały ślad na pracy tych, którzy poszli jej
śladami.
Ta
urodzona w rodzinie żydowskich potentatów futer, wychowywana
jak osiemnastowieczna księżniczka, której francuska niania
zabraniała podczas zabawy z rodzeństwem ściągać białe
rękawiczki, jako dorosła kobieta wchodziła do mieszkań w
nowojorskich gettach, do obskurnych pokoi hotelowych, cyrkowych
namiotów, na zaplecza barów tabel-dance i na spotkania
amerykańskich nazistów. Oglądała obcych ludzi w najbardziej
intymnych relacjach z rodziną, kochankami, z narcystycznym odbiciem
w lustrze garderoby. Była odważna, a nawet, jeśli czuła niepokój,
brała górę ciekawość i przekonanie, że jeśli nie zrobi tych
zdjęć, ludzie pewnych rzeczy nigdy nie zobaczą. W sierpniu 1970
roku jej zdjęcie Miss Mary King and her dog, Troubles otrzymało
nagrodę od American Society of Magazine Photographers za: „ukazanie
prawdy w znalezionej osobie, która mogłaby nie zostać dostrzeżona,
przez mniej spostrzegawczych”.
©Diane
Arbus, Identyczne bliźniaczki Roselle, New Yersey, 1967
Fascynowała
ją kontrowersyjna brzydota, coś co stało w kontraście do
normalności. Czerń i biel życia. O czym myślała przemierzając
brudne ulice Nowego Jorku. Co nią kierowało ? Czy osobiste
skrzywienie psychiczne, czy tylko ciekawość „dziewczynki z
dobrego domu” którą pociąga to co zakazane i brzydkie..
Fotografowała karłów, psychicznie chorych, ludzi z zespołem
Downa.
Szokowała? Raczej udowadniała, że świat jest różnorodny,
ciekawy i czasem taki „inny”.
Poszukiwała
również bohaterów swoich foto-opowieści przez ogłoszenia.
Nudystów, połykaczy ognia, transwestytów, niewidomych, karłów i
wielkoludów, bliźniaczek, trojaczek i „supergwiazd” okolicznych
spelunek i barów. Wiem jak trudne jest robienie takich zdjęć, jaka szalona motywacja, by wyzwolić w obiekcie zdjęć chęć pokazania
się w swej chorobie, czy szpetocie. Mimo moich wielu lat zmagać z
aparatem nigdy nie miałam w sobie podobnej siły . Ta masa
sprzętu, którą musiała ciągnąć za sobą . Nie były to
przecież cyfrowe lustrzanki, lekkie, łatwe do ukrycia. Nie, nie
wiem jak jej się to udawało i co było początkiem tej ekstremalnej
pasji...... Jak przekonywała ludzi, na
przykład nudystów, do pozowania? Ludzie którzy ją znali twierdzili, że to osobista siłą, ludzie jej ufali. Nie było w niej
samej żadnych barier, „zrobić zdjęcie, to jakby kogoś uwieść”.
Jej
zdjęcia mają niezwykłą moc i przesłanie. To wołanie o miłość
do innego, tolerancję i akceptację ludzkiej "dziwności".
W
1971 roku Diane Arbus popełniła samobójstwo podcinając sobie żyły
i przyjmując dużą ilość leków psychotropowych. I tu chyba
należy szukać przyczyny jej zainteresowań, ale i jej osobistej
tragedii.
„Wierzę
naprawdę, że są rzeczy, których nikt by nie zauważył, gdybym
ich nie sfotografowała”
czwartek, 2 maja 2013
KREWETKI Z CHILLI
Dzisiaj na śniadanie zamiast owsianki czy innej zabajonej treści krewetki w chili i czosnku. Stawia na nogi nie gorzej niż kawa.....
Czasami zapominam o normalnych przyjemnościach :)
Cykl 24-godzinny powoduje, że codziennie wykonujemy te same czynności, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. No nie, może sobie zdajemy sprawę tylko do końca nic na to poradzić nie możemy. No i ta nieuchronność........codzienności. ŁAdnie to napisał Andrzej Waligórski w Limerykach.....
LIMERYKI
Żył raz mnich, co zbieraczem był ikon
Dnia jednego wydał gromki ryk on,
Rzucił klasztor z tym rykiem
I się został górnikiem
Co przekraczał stale dzienny wykon.
Żył raz pewien chłop na Dolnym Śląsku
Co nie spełniał swoich obowiązków
Tylko chadzał na bale,
I za to raz szakale
Pozjadały go kąsek po kąsku
Nieuczciwy sprzedawca w komisie
Brał zbyt dużą należność za misie
Nylonowe, a za to
Wpadł do beczki z sałatą
I tam nogi połamały mu się.
Pewien autor przepięknej symfonii
Stał się raz właścicielem "Panonii"
I świecąc sobie świeczką
Odkręcił w baku wieczko
(...)
Pewien młody badacz od kolegi
Wypożyczył wóz na cztery biegi
I świecąc sobie świeczką
Odkręcił w baku wieczko
Wskutek czego zamienił się w piegi.
Był raz jeden chłopaczek z Kleciny
Co się nie mógł nauczyć łaciny
Aż nauczył się naraz
Gdy kolega kawalarz
Dał mu wódki z domieszką benzyny.
Posłał jeden miłośnik opery
Primadonnie dwa szwajcarskie sery,
Poczem trzy pierwsze rzędy
Uciekały w te pędy
Przekraczając dźwiękowe bariery
Jeden facet zaczął nocną porą
wołać głośno że widzi znak Zorro,
I przykro było ujrzeć
Jak go żona wraz z wujciem
I z babunią grubą lagą piorą.
Raz na Krzykach tuż koło remizy
Dwaj bandyci robili sriptizy,
Lecz nie sobie, przechodniom!
A całą odzież spodnią
Ładowali do dużej walizy.
W poniedziałek odkryto na Hubach
Nielegalny dział produkcji rubach
Luźnych, względnie z wycięciem
Co cieszyły się wzięciem
Na prywatkach, pogrzebach i ślubach.
Administrator Adam admirował Annę
Która przyszła by zgłosić swą zatkaną wannę,
Stąd od dnia ślubu czują i Adam i Ania
Atawistyczną ansę do ablucjowania.
Buszował był Benedykt bezowocnie w biurze
Bo pragnął w swój życiorys wnieść zmiany nieduże,
Ale stróż nocny słysząc że gdzieś trzeszczy dykta
Bagnetem bardzo bęcnął w biodro Benedykta.
Całował cwaną Cesię celowniczy coraz
Pragnąc jej swoich uczuć wyrazić iloraz,
Ale zginęli szybko i lekko jak muszki
Cisnąc ciałami cyngiel cesarskej Car-puszki.
Drwił dekadencki Dyzio z dramatów Dygata
Choć ów powieści pisze nie żadne dramata,
Wreszcie zeźlony Dygat krzyknąwszy - psiajucha!
Dodusił w Dyziu dublem dekadencji ducha.
Eksmitował Edmunda do Ełka Eustachy
Bo Edmund rwał mu żonę pod szyldem gry w szachy.
Co słysząc, owa żona zemdlała pośród zgiełku
A erotoman Edmund eksplodował w Ełku.
Miłego "nieuchronnego" :) na dzisiaj.
Dnia jednego wydał gromki ryk on,
Rzucił klasztor z tym rykiem
I się został górnikiem
Co przekraczał stale dzienny wykon.
Co nie spełniał swoich obowiązków
Tylko chadzał na bale,
I za to raz szakale
Pozjadały go kąsek po kąsku
Brał zbyt dużą należność za misie
Nylonowe, a za to
Wpadł do beczki z sałatą
I tam nogi połamały mu się.
Stał się raz właścicielem "Panonii"
I świecąc sobie świeczką
Odkręcił w baku wieczko
(...)
Wypożyczył wóz na cztery biegi
I świecąc sobie świeczką
Odkręcił w baku wieczko
Wskutek czego zamienił się w piegi.
Co się nie mógł nauczyć łaciny
Aż nauczył się naraz
Gdy kolega kawalarz
Dał mu wódki z domieszką benzyny.
Primadonnie dwa szwajcarskie sery,
Poczem trzy pierwsze rzędy
Uciekały w te pędy
Przekraczając dźwiękowe bariery
wołać głośno że widzi znak Zorro,
I przykro było ujrzeć
Jak go żona wraz z wujciem
I z babunią grubą lagą piorą.
Dwaj bandyci robili sriptizy,
Lecz nie sobie, przechodniom!
A całą odzież spodnią
Ładowali do dużej walizy.
Nielegalny dział produkcji rubach
Luźnych, względnie z wycięciem
Co cieszyły się wzięciem
Na prywatkach, pogrzebach i ślubach.
Która przyszła by zgłosić swą zatkaną wannę,
Stąd od dnia ślubu czują i Adam i Ania
Atawistyczną ansę do ablucjowania.
Bo pragnął w swój życiorys wnieść zmiany nieduże,
Ale stróż nocny słysząc że gdzieś trzeszczy dykta
Bagnetem bardzo bęcnął w biodro Benedykta.
Pragnąc jej swoich uczuć wyrazić iloraz,
Ale zginęli szybko i lekko jak muszki
Cisnąc ciałami cyngiel cesarskej Car-puszki.
Choć ów powieści pisze nie żadne dramata,
Wreszcie zeźlony Dygat krzyknąwszy - psiajucha!
Dodusił w Dyziu dublem dekadencji ducha.
Bo Edmund rwał mu żonę pod szyldem gry w szachy.
Co słysząc, owa żona zemdlała pośród zgiełku
A erotoman Edmund eksplodował w Ełku.
sobota, 27 kwietnia 2013
CAŁKIEM ZNANA PRAWDA.....A JEDNAK
Charles Bukowski o wyzysku i pracy na etacie
Portal http://booklips.pl opublikował
z zupełnie fajnym dopełnieniem list Charlesa Bukowskiego do
swojego wydawcy. Pozwoliłam sobie na skopiowanie w całości.
"...W 1986 roku Charles Bukowski wysłał do swojego wydawcy list, w którym wspomina czasy, gdy pracował w firmie zajmującej się osprzętem oświetleniowym, oraz dzieli się przemyśleniami na temat aktualnych wydarzeń (w tym przypadku fali zwolnień, która przetoczyła się przez USA w latach osiemdziesiątych za sprawą polityki deregulacji rynku i „pobudzenia gospodarki” administracji Reagana).
List,
którego wymowa społeczna jest zaskakująco aktualna w dzisiejszych
czasach, został opublikowany w zbiorze
korespondencji Bukowskiego pt.
„Reach for the Sun. Selected letters 1978-1994 vol. 3″.
„Cześć John:Dzięki za dobry list. Myślę, że czasami nie zaszkodzi pamiętać, skąd się przyszło. Znasz miejsca, skąd ja przyszedłem. Nawet ludzie, którzy o tym piszą lub robią filmy, nie mają o tym pojęcia. Nazywają to ‘Od 9 do 5’1. To nigdy nie jest od 9 do 5, nie ma przerwy na lunch w takich miejscach, w rzeczywistości w wielu z nich, żeby zachować pracę, nie idzie się na lunch. Za to są nadgodziny, a księgowość nigdy nie potrafi policzyć ich jak należy, a jeśli narzekasz, to na twoje miejsce czeka kolejny frajer.Znasz moje stare powiedzenie: ‘Niewolnictwo nigdy nie zostało zniesione, po prostu zostało rozciągnięte na wszystkie kolory’.I to co sprawia ból, to stale znikające człowieczeństwo u tych, co walczą o utrzymanie pracy, której nie chcą, ale obawiają się gorszej alternatywy. Ludzie po prostu stają się pustką. Są ciałami ze strachliwymi i posłusznymi umysłami. Ich oczy tracą blask. Głos staje się paskudny. I ciało. Włosy. Paznokcie. Buty. Wszystko.Jako młody człowiek nie byłem w stanie uwierzyć, że ludzie mogą poddać się takim warunkom. Jako stary człowiek wciąż nie mogę w to uwierzyć. Z jakiego powodu to robią? Dla seksu? Telewizora? Samochodu na raty? Czy dzieci? Dzieci, które zrobią potem dokładnie to samo co oni?We wczesnej młodości, kiedy przechodziłem z jednej pracy do drugiej, byłem na tyle głupi, że czasami mówiłem do moich współpracowników: ‚Hej, szef może wejść tu w każdej chwili i zwolnić nas wszystkich, tak po prostu, nie rozumiecie tego?’Tylko na mnie patrzyli. Przedstawiałem im coś, czego nie chcieli do siebie dopuścić.Obecnie w przemyśle są ogromne zwolnienia (huty, zmiany technologiczne w innych fabrykach). Są zwalniani setkami tysięcy, a na ich twarzach maluje się zdumienie:‘Oddałem 35 lat swojego życia…’‘To niesprawiedliwe’‘Nie wiem, co robić’
Nigdy nie płacą niewolnikom wystarczająco dużo, żeby mogli się wyzwolić, tylko w sam raz, żeby mogli przeżyć i wrócić do pracy. Byłem w stanie to dostrzec. Dlaczego oni nie byli? Doszedłem do wniosku, że ławka w parku albo bycie ćmą barową były tak samo dobre.
Właśnie
napisałem o tym wszystkim z odrazą i przyniosło mi ulgę
wyrzucenie z siebie tego gówna. A teraz, gdy jestem tak zwanym
zawodowym pisarzem, po tym jak zmarnowałem pierwsze 50 lat życia,
odkryłem, że istnieją kolejne odrazy
Pamiętam, jak kiedyś pracowałem jako pakowacz w pewnej firmie oświetleniowej i jeden z pakowaczy powiedział znienacka: ‘Nigdy nie będę wolny!’
Jeden
z szefów przechodził (nazywał się Morrie) i wypuścił z siebie
taki uroczy rechot, czerpiąc satysfakcję z faktu, że ów pakowacz
był uwięziony na całe życie.
Zatem szczęście, że udało mi się w końcu wydostać z tych miejsc, nieważne ile czasu mi to zajęło, dało mi poczucie radości, radosną uciechę z cudu. Obecnie piszę ze starego umysłu i starego ciała, dawno po czasie, w którym większość ludzi nadal myślałaby o czymś takim, ale skoro zacząłem tak późno, jestem sobie to winny i choć słowa zaczynają się chwiać, i trzeba mi pomoc wejść po schodach, i nie potrafię odróżnić błękitnika od spinacza do papieru, to wciąż czuję, że coś we mnie będzie pamiętać (nieważne jak stary będę), jak przeszedłem przez mordęgę, gówno i harówkę do przynajmniej wspaniałomyślnej metody na śmierć.Nie zmarnować zupełnie swojego życia wydaje się godnym szacunku osiągnięciem, nawet jeśli tylko dla mnie samego.
Twój
chłopak
Hank”
Adresat
listu, John Martin, był długoletnim wydawcą i
przyjacielem Bukowskiego.
Gdyby nie Martin, to najsłynniejszy ‚obleśny staruch’
literatury być może nigdy nie zdecydowałby się zostać pisarzem.
W 1969 rokuBukowski pracował
na poczcie, gdzie zajmował się segregacją listów i był na dobrej
drodze do zapicia się na śmierć, gdy Martin zaoferował mu 100
dolarów miesięcznie do końca życia, pod warunkiem,
że Bukowskirzuci
pracę i weźmie się porządnie za pisanie. Przyszła ikona
niepokornej literatury zrobiła to i dwa lata później ukazała się
debiutancka powieść „Listonosz”.....)
Nie
czytałam wcześniej tego listu. Prawdy w nim ukryte, chociaż
ogólnie znane innym i mnie samej wstrząsnęły mną. W pewnym
sensie odnalazłam siebie samą chociaż może nie aż tak bardzo
doświadczoną w sensie "głębi poznania" :) Brak
życiowego steru, nie wiedza, niewiara, a co za tym idzie bezsens
życia. I cud spełnienia po
długie deszczowej drodze...........warto się zastanowić. Życzę
wszystkim spełnionego cudu życia, nawet w ostatnich latach
życia.................................
niedziela, 27 stycznia 2013
RUINY PO BARZE BARCELONA - ADAM ZIEMIANIN NA MURACH
“Są
takie miejsca... gdzie ludziom uśmiechanie się przychodzi
wyjątkowo łatwo, gdzie myśli są radosne, dni harmonijne i
piękne. Z uśmiechem na twarzy i aparatem w ręce wyruszam w te
miejsca, odwiedzam ich mieszkańców, chłonę ich miłość,
tryb dnia, wolność i radość.”
BARTOLOMEO KOCZENASZ
Ten
radosny człowiek to działacz na rzecz uśmiechu w Polsce. Jest
kreatywnym fotografem, radosnym studentem filozofii, twórcą
podróżniczego projektu Smiley Planet (Uśmiechnięta Planeta) i
organizatorem Pierwszego Światowego Dnia Uśmiechu w Krakowie.
Obecnie mieszka w Krakowie, gdzie studiuje, tworzy i prowadzi
zajęcia z Jogi Śmiechu.
Barcelona
Obudziłem się nagle w "Barcelonie"
pan Jasio nerwowo
roznosił piwo
jak zwykle nie wydając reszty
pan Jasio nerwowo
roznosił piwo
jak zwykle nie wydając reszty
Galaretka wieprzowa
trzęsła się ze strachu
gdy przy drugim stoliku
usiadł donosiciel
trzęsła się ze strachu
gdy przy drugim stoliku
usiadł donosiciel
Wojtek Belon
wciąż chciał
wyjechać z "Barcelony"
w góry
lecz coś go trzymało
wciąż chciał
wyjechać z "Barcelony"
w góry
lecz coś go trzymało
Potem przyszedł Andrzej
z Musiałem i Jurkiem Gizellą
usmiechali się stypendialnie
z Musiałem i Jurkiem Gizellą
usmiechali się stypendialnie
Wtedy jeszcze mieliśmy
paszporty do młodości
takie radosne
paszporty do młodości
takie radosne
Mural powstał w ramach trwającego Grolsch Art Festival - Kraków 2012. Autorem jest Bartolomeo Koczenasz. Mural złożony z wersów wiersza Adama Ziemianina "Barcelona".
Ruiny po barze Barcelona................
Subskrybuj:
Posty (Atom)