Diane
Arbus - (1923 – 1971)
Uważana
za jedną z najważniejszych artystek XX wieku. Kobieta, której
prace zakwestionowało tradycyjne pojmowanie estetyki w fotografii.
Czerń i biel – piękno i szpetota. Jej sposób fotografowania na
zawsze odcisnął trwały ślad na pracy tych, którzy poszli jej
śladami.
Ta
urodzona w rodzinie żydowskich potentatów futer, wychowywana
jak osiemnastowieczna księżniczka, której francuska niania
zabraniała podczas zabawy z rodzeństwem ściągać białe
rękawiczki, jako dorosła kobieta wchodziła do mieszkań w
nowojorskich gettach, do obskurnych pokoi hotelowych, cyrkowych
namiotów, na zaplecza barów tabel-dance i na spotkania
amerykańskich nazistów. Oglądała obcych ludzi w najbardziej
intymnych relacjach z rodziną, kochankami, z narcystycznym odbiciem
w lustrze garderoby. Była odważna, a nawet, jeśli czuła niepokój,
brała górę ciekawość i przekonanie, że jeśli nie zrobi tych
zdjęć, ludzie pewnych rzeczy nigdy nie zobaczą. W sierpniu 1970
roku jej zdjęcie Miss Mary King and her dog, Troubles otrzymało
nagrodę od American Society of Magazine Photographers za: „ukazanie
prawdy w znalezionej osobie, która mogłaby nie zostać dostrzeżona,
przez mniej spostrzegawczych”.
©Diane
Arbus, Identyczne bliźniaczki Roselle, New Yersey, 1967
Fascynowała
ją kontrowersyjna brzydota, coś co stało w kontraście do
normalności. Czerń i biel życia. O czym myślała przemierzając
brudne ulice Nowego Jorku. Co nią kierowało ? Czy osobiste
skrzywienie psychiczne, czy tylko ciekawość „dziewczynki z
dobrego domu” którą pociąga to co zakazane i brzydkie..
Fotografowała karłów, psychicznie chorych, ludzi z zespołem
Downa.
Szokowała? Raczej udowadniała, że świat jest różnorodny,
ciekawy i czasem taki „inny”.
Poszukiwała
również bohaterów swoich foto-opowieści przez ogłoszenia.
Nudystów, połykaczy ognia, transwestytów, niewidomych, karłów i
wielkoludów, bliźniaczek, trojaczek i „supergwiazd” okolicznych
spelunek i barów. Wiem jak trudne jest robienie takich zdjęć, jaka szalona motywacja, by wyzwolić w obiekcie zdjęć chęć pokazania
się w swej chorobie, czy szpetocie. Mimo moich wielu lat zmagać z
aparatem nigdy nie miałam w sobie podobnej siły . Ta masa
sprzętu, którą musiała ciągnąć za sobą . Nie były to
przecież cyfrowe lustrzanki, lekkie, łatwe do ukrycia. Nie, nie
wiem jak jej się to udawało i co było początkiem tej ekstremalnej
pasji...... Jak przekonywała ludzi, na
przykład nudystów, do pozowania? Ludzie którzy ją znali twierdzili, że to osobista siłą, ludzie jej ufali. Nie było w niej
samej żadnych barier, „zrobić zdjęcie, to jakby kogoś uwieść”.
Jej
zdjęcia mają niezwykłą moc i przesłanie. To wołanie o miłość
do innego, tolerancję i akceptację ludzkiej "dziwności".
W
1971 roku Diane Arbus popełniła samobójstwo podcinając sobie żyły
i przyjmując dużą ilość leków psychotropowych. I tu chyba
należy szukać przyczyny jej zainteresowań, ale i jej osobistej
tragedii.
„Wierzę
naprawdę, że są rzeczy, których nikt by nie zauważył, gdybym
ich nie sfotografowała”